Półmaraton Gór
Stołowych, czyli dramat „sznurówkowy”.
Kiedy pewnego dnia zobaczyłem, że w styczniu odbywa się
bieg w Górach Stołowych postanowiłem się zapisać. To okolice, w których się
urodziłem i gdzie wielokrotnie bywałem.
Te góry są wyjątkowe, ponieważ kto patrzy na nie z daleka od razu zrozumie skąd
się wzięła nazwa Stołowe.
Niestety okazało się,
że pakiety rozeszły się błyskawicznie. Po pewnym czasie pojawiła się
informacja, że nie wszyscy opłacili i będzie dodatkowych 90 miejsc. Udało mi
się wykorzystać tę okazję i tym samym znaleźć się na liście uczestników
Półmaratonu Gór Stołowych - 20 stycznia w sobotę.
Na bieg pojechałem
dzień wcześniej, ponieważ chciałem szybciej odebrać pakiet i na drugi dzień
trochę dłużej pospać. Przy okazji mogłem odwiedzić rodziców i przenocować u
nich. Po pakiet pojechałem wieczorem razem z ojcem. Droga do Karłowa sama w
sobie już robi pewne wrażenie wijąc się pod górę wśród licznych zakrętów
serpentyn, które omijają często olbrzymie formy skalne. O tej porze roku jest
jeszcze ciekawsza. Zaśnieżona od razu
przenosi w klimat prawdziwej górskiej zimy.
Na miejscu odbieram
pakiet koszulka Salomon, opaska Attic, dokupuję jeszcze komin na szyję. Jest
możliwość wypożyczenia butów Salomona na bieg w celu ich przetestowania. Ja
jednak rezygnuję z powodu kontuzji stopy, wybieram bieg w sprawdzonych butach.
Sprawdzonych... jak się okaże później nie do końca.
20 stycznia rano jem
lekkie , ubieram się w strój na bieg, wsiadam do auta i ruszam do Karłowa na
start. Mam jakieś 40 minut jazdy, mimo że to tylko ok 30km.
Jest wcześnie rano, dookoła spokojna ciemność
rozświetlona nikłym światłem księżyca. Włączam radio w samochodzie na Trójce
akurat wspomnienie o zmarłej niedawno Dolors O'Riordan- wokalistce grupy
Cranberries. Tutaj ożywają pewne wspomnienia z pierwszego roku studiów, kiedy
utwór "Zombie" tej grupy jak i cała płyta był niezwykle popularny.
Kiedy byłem na studiach w Opolu kupiłem sobie tą płytę CD. To było dla mnie coś
wyjątkowego -pierwsza płyta CD, kupiona w sklepie muzycznym, która jak dla mnie
nie kosztowała mało. Wracając pociągiem na weekend do domu pochwaliłem się
dumny wszystkim kolegom swoim zakupem.
Jaki był efekt? Płyty nigdy nie przesłuchałem, ponieważ nie dowiozłem
jej do domu. Prawdopodobnie ktoś inny się nią cieszył.
W radiu utwór
Cranberries, który prawdę mówiąc chyba słyszę pierwszy raz. Ale ten głos,
wspomnienia, słowa......oczy się zaszkliły... i straszne uczucie złości z
pytaniem dlaczego? Dlaczego taka osoba odchodzi w wieku 46 lat, mając trójkę
dzieci, wielki sukces, sławę, pieniądze. Nie podają przyczyny, więc łatwo się
domyślić, że Dolores sama zdecydowała o swoim odejściu.
Refren - ehhh przecież chłopaki nie płaczą..
złość zamienia się w smutek, ale później rodzi się bunt.
Każdy by marzył o tym,
co miała, co osiągnęła Dolores. Niedawno samobójstwo popełnił lider Linkin Park
ojciec trójki dzieci. Co jest kurwa nie tak z tym światem? Coś spieprzyliśmy z
tą całą cywilizacją. Myślę, że Ci najbardziej wrażliwi mają najgorzej. Ale
jakiś dziennikarz czy amerykański znany doktor powie, że po prostu cierpieli na
depresję i.... wszystko jasne choroba. Jakie to proste wystarczyło iść do
poradni, zapisać się na terapię... Otóż sądzę, że to g... prawda. Mamy pełne
sklepy, 10 rodzajów szynki na półce, samochody, piękne ubrania, białe proste
ząbki - tylko zapomnieliśmy o jednej
rzeczy, jak w piosence VooVoo -
"duszy nie tego trzeba".
Wielki Świecie zabierz
sobie ten sukces, zabierz wielkie pieniądze, zostaw mnie przeciętnym i sam
sobie idź naprzód, ja nie będę za tobą gonić.
Czytam to co napisałem
… Hmm może sam powinienem pomyśleć o terapii :)
Tylko kasę już wydałem na pakiety biegowe w tym roku, więc sobie
pobiegam.
W takim nastroju
dojeżdżam do Karłowa. Zakładam plecak, pakuję graty i idę do budynku, w którym
wszyscy czekają na start. Szybko zmienia się nastrój, dookoła pełno biegaczy
ubranych bardzo kolorowo. Wygląda to wyjątkowo, kiedy wszystko w tle jest w
bieli, przykryte puchem śniegu. Rozgrzewka jakaś zumba (nie wiem, czy to jest taniec czy gimnastyka). Panie
wykonuje jakieś szybkie ruchy, widzę że nikt nie nadąża, więc nawet nie próbuję
naśladować. Za chwilę wychodzi na balkon Piotr Hercog (znany i utytułowany
Ultras), współorganizator tego biegu i daje sygnał do startu.
Początek to bieg w
kierunku wejścia na Szczeliniec. Jest szeroko, powoli wyprzedzam i przesuwam
się do przodu. Ta droga jednak szybko się kończy i wbiegamy na wąski szlak. I
tutaj od razu but mi się rozwiązuje, przystaję, tracę kilka miejsc i biegnę
dalej. Mógłbym to samo napisać kilkakrotnie, bowiem sytuacja się powtarza co
najmniej 4 krotnie, co powoduje, że jestem daleko z tyłu, czyli w grupie, która
niespecjalnie zamierza się spieszyć dzisiaj. Wyprzedzać nie ma jak, więc kiedy
zaczynają się zejścia, bardziej śliskie skałki czy późniejsze podejścia pod
górę, bieg zamienia się w marsz, a nawet czasem spacer. Tak pokonuję kilka
kilometrów idąc gęsiego. Zaczyna mi się trochę nudzić, więc dzwonię do żony,
bowiem w Karłowie nie było zasięgu. Bardzo lubię takie miejsca, wtedy wszystkie pilne sprawy mogą poczekać i
tak naprawdę okazuje się, że nic ważnego
nie dzieje.
Po chwili zaczynam
rozmawiać z najbliższymi towarzyszami wędrówki i dowiaduję się, że wśród nich
to jestem biegowym Januszem. Jeden szykuje się w tym roku na 240km, a kolejna
biegaczka mówi, że 100km ma za sobą. Chyba zauważa pewne wątpliwości, które się
u mnie pojawiają, kiedy widzę jak wolno się wszyscy poruszamy. Wtedy ona mówi,
że nie jest szybka, ale wytrzymała. Ja natychmiast chcę odpowiedzieć, że jestem
szybki, ale.... w lot uświadamiam sobie pewną dwuznaczność tego słowa w
rozmowie z kobietą i dochodzę do wniosku, że to nie byłoby zbyt imponujące,
więc odpowiadam - też jestem całkiem wytrzymały ;). Jest już chyba 6 km, głośno
mówię, że może byśmy sobie w końcu trochę pobiegali, ale trasa akurat wiedzie
po skałkach pod górę, więc nie ma za dużych możliwości. Jednej biegaczce
towarzyszy pies husky , Jarek powinien następnym razem swojego zabrać na bieg.
Dochodzimy bardziej niż
dobiegamy do pierwszego bufetu, gdzie spędzam trochę za dużo czasu, ponieważ
uciekli gdzieś moi dotychczasowi towarzysze. Skusiłem się na galaretki owocowe
i orzeszki a czas nie stoi w miejscu. W końcu zmienia się trasa i można trochę
pobiegać. Przestrzeń jest otwarta, wieje
mocniej, ale biegnę i mijam po kolei już teraz znajome twarze. Napotykam
biegacza, który ma plecak z biegu granią Tatr
i biegnę za nim, tempo jest podobne.
Jednak po 2 kilometrach
trasa robi się wąska i wiedzie pod górę. Napotykam grupę biegaczy, która
maszeruje jeden za drugim wąską,
wydeptaną ścieżką. Próbuję wyprzedzać bokiem po głębokim śniegu, ale kosztuje
to dużo sił i męczy, a droga jest pod górę, więc po chwili rezygnuję i zajmuję swoje miejsce w szeregu. Widzę
kilku młodych chłopaków, którzy też by chętnie przyspieszyli, ale nic nie można
zrobić. Droga jest wąska, ale za to podziwiam piękną zimę. Przechodzimy blisko
niskich świerków oblepionych białym puchem, czasami głowa obija się o
wyciągnięte małe gałązki drzew. Sprawia to
wrażenie jakby dostało się czymś twardym w głowę, a to dlatego, że są
one zamrożone w lodzie. Wpada myśl do głowy, żeby zrobić kilka zdjęć.
Specjalnie na tę okazję zakupiłem nową baterię do telefonu. Zadbałem też o to,
żeby była w pełni naładowana przed biegiem. Ku mojemu zaskoczeniu bateria
wskazuje 3%!! Co jest? - zastanawiam się. No cóż - nie będzie ze zdjęć.
Truchtem osiągamy
kolejny bufet przy wejściu na Błędne Skały. Jem tylko żel, szukam kosza, żeby
nie śmiecić i nie zatrzymując się dłużej powoli biegnę. Ścieżka jest wąska, ale
dużo ludzi zostało na punkcie z wyżywieniem, więc nie jest źle. Znam tę drogę,
ponieważ nie tak dawno z Michałem wędrowaliśmy tędy na początku zimy, ale było
mniej śniegu. Ta prawdziwa zimowa aura sprawia mi dużo radości, ponieważ
niestety zimy dzisiaj są raczej marne i czasem tylko w górach można się nimi
prawdziwie nacieszyć. Docieram po raz kolejny do grupki ludzi, która mnie
spowalnia i uniemożliwia bieg. Po chwili widzę, że jedna z biegaczek przeprasza
ludzi i wyprzedza ich. Korzystam z tego ustawiam się za nią i kiedy inni się
odsuwają na słowo przepraszam (nie wszyscy), wyprzedzam, przesuwając się
naprzód. Chwile rozmawiamy i dowiaduję się, że bieg na który się zapisałem w
czerwcu Cortina Trail jest przepiękny i żeby koniecznie tam pojechać. Taki
oczywiście mam zamiar, ale w moim przypadku dość często przypomina mi się
powiedzenie „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga powiedz m o swoich planach”.
Wybiegamy z lasu na
główną ulicę w Karłowie. Następnie skręcamy w prawo i kierujemy się do wejścia
na Szczeliniec, gdzie jest meta. Na tej drodze spotykam moich rodziców.
Ojciec z aparatem zauważa mnie w ostatnie
chwili, próbuje zrobić zdjęcia, jak się
później okazało, tym razem również się nie udało :).
Schody na Szczeliniec, czyli
trasa, którą znam od dziecka. Kibice i biegacze, którzy ukończyli bieg głośno
dopingują, już prawie koniec, jeszcze kilka schodów. Ja doskonale zdaję sobie
sprawę, co znaczy te kilka schodów. Schody są ośnieżone, ale nie ma lodu, więc
nie jest źle. Kiedy z Michałem tu byłem niedawno nie dałoby się schodzić, gdyby
nie barierki. Biegaczka, z którą mijaliśmy innych tutaj chyba postanawia mnie
zgubić bo mocno przyspiesza. Pierwszy raz odczuwam prawdziwe zmęczenie i mocną
zadyszkę podczas biegu. Pojawia się myśl, żeby odpuścić, ale jednak rodzi się
zmysł rywalizacji i męskiego ego, czy jak to się tam to nazywa :) Jak to nie
dorównam kobiecie ? Staram się wykrzesać resztki sił i daję radę, nie
odpuszczam do końca – meta, medal czytają nazwiska głośno - koniec biegu. Na
górze zimno, mocno wieje. Sprytniejsi biegacze przekazali depozyt organizatorom
i mogą się przebrać. Ja niestety zostawiłem wszystko w samochodzie.
Koniec końców jestem
zadowolony z tego, że uczestniczyłem w tym biegu. Profesjonalnie przygotowany,
piękna malownicza trasa dodatkowo przystrojona białym puchem. Może w niektórych
miejscach za bardzo.
Na koniec relacji wrócę na chwilę do jej początku. Wiele rzeczy w życiu kojarzy nam się z jakimiś obrazami, osobami, muzyką. Tek bieg zawsze będę wspominał z utworem Cranberries – „The Glory”, który usłyszałem rano w drodze.
https://www.youtube.com/watch?v=thx8DjIg1W
I jeszcze jeden
link do filmiku z biegu, na którym widać gościa z boku jak coś kombinuje na
boku przy bucie (56 secunda). Pewnie ma problem ze sznurówakmi ciekawe kto to? ;).
Za to (1min 17) widać gościa jak biegnie bokiem po śniegu i próbuje wlaczyć i to jestem ja :).